Salonik Literacki Na Świebodzkim

Wiosną, a szczególnie w maju udziela się nam powszechnie odczuwany życiowy optymizm. Skłonni jesteśmy na świat patrzeć przez różowe okulary, choć to zieleń jest wówczas kolorem dominującym. A może kwitnące sady rodzą w nas nadzieje na przyszłe owoce. Lubimy więc wiosną nosić głowy w chmurach – i marzymy…

A najbardziej lubimy się w maju zakochiwać. A jak już się zakochamy i zachwycimy pięknem natury, to bywa, że piszemy, a wtedy najchętniej o miłości.

Barbara Pawlak

GRAŻYNA ADAMCZYK – LIDTKE

Nasze haiku
Szkoda twych myśli
co jak zatrute ptaki
bezwładnie giną
***

Zerwany układ
przypalone sumienie
nie ma miłości
***

Nie kłóćmy się tu
tam jeszcze starczy czasu
by się pogniewać
***

Przymykasz oczy
sznurujesz usta na znak
że nie przebaczasz
***

Zatruta strzała
nie domówionych wątków
uwięzła w sercu
***

Zapalasz ognie
przypiekasz słowem ranę.
Jak ci wybaczać?
***

Zbudzony świtem
odwijasz kłębki wątków
i widzisz jasno
***

Już nie pamiętasz
świat się zadławił wczoraj
lecz dziś powrócił
***

Zmysłów huśtawką
nasączasz każdą chwilę.
Zbyt zmienne stany.
***

Dosypał szczyptę
pieprzu do pocałunku
tkwi solą w oku

***
Twe przebudzenie
pieszczotą słów zachwala

urodę życia
***

Sennym pomrukiem
zapraszasz w dyskurs palców
o czystym sercu
***

Łukiem ramienia
roztaczasz senny zapach
i karmisz ciepłem
***

Wiosna haiku

( nowe)
Wiązki języczków
zlizały grudę śniegu,
wzniosły kielichy.

***

Kępa sztyletów
przebiła szylkret szronu

zapachem bieli
***

W zielonym mchu
rozchylił się fiolet warg
wonią fiołków

***

Kroplami dżdżu
pijana gałąź tryska
pąków pękami

***

Stukrotnie białe
rozgwieździły trawniki
wołając słońce

***

Moja kraina
mlekiem mleczów płynąca
w moim ogrodzie.

***

Próchno starego pnia
sypie gąbczasty pokarm
zgłodniałej ziemi

MIROSŁAWA MICHALSKA – WINKEL

Pochód

W pochodzie
jakby nigdy nic
na czarno – białym
starym zdjęciu.

Z flagami uśmiechnięci
szli.

Kiedy głęboki
poznasz sens
zrozumiesz,
życie, to nie gra.

Kto zdecydował,
że tak jest ?

Przyszła do domu
prawda naga
– i wszyscy jej
się wypierali.
Poeta w kącie
pił i palił.

Panowie o stoliki dbali.
Weszła odwaga
powiedziała
co miała dziś
do powiedzenia.

Prawdzie, że naga.
Poecie,że odwagi
nie miał.

Panom w krawatach
tyle treści…
To mi w poezji
się nie mieści.
I teraz co…
Pisać…powieści?…

Leszkowi

Księżyc był w pełni.
Melancholia…
Przez żółty kolor
polnych kwiatów…
Piaskiem
wiatr sypnął
– do wiwatu.
Mówiłeś ;zróbmy coś
dla innych.
Dla Gminy może
– dla powiatu.
I malowałeś każdy detal.
Gitarę, pociąg
– potem szyny…
Jeszcze poemat
nazbyt długi.
Nie można tak
mówię: powoli.
I zapomniałeś
wziąć tabletek…
I teraz nas
podwójnie boli.

Kwiatki

Roi się w głowie
sto pomysłów.
Jaką postawę
przybrać w maju…
Narcyza?
On tak podobny jest
do kija.
Osobny, dumny
soki spija…
To może jakoś
delikatnie.
W kąciku usiąść
sobie skromnie…
Udawać niezapominajkę?
Turka, konwalię, czy
…forsycję.
No masz pomysłów
pełną głowę ??
– W maju …
To czas
już posiać jakieś nowe.
W maju masz czas
na propozycje…
A Ty już patrzysz
– na gotowe…

TERESA STEFAŃSKA – ZALEWSKA

Chopin

Jak wiedzą mądre gwiazdy
Jak im lśnić wypada
Drzewa jak szumieć zgodnie
I jak pachną róże
Tak wzniosła dłoń Twa
Bardziej niźli marmur blada
Wiedziała co przekazać
Wdzięcznej klawiaturze
I zabrzmiał – Polską
Każdy klawisz biały
Żałoba zaszlochała
Czarno jak bemole
Pieśniami nam źrenice łzawisz
Nie wymknął się tej dłoni żaden ton
Mgiełka srebrna ton pół sen pół jawa
Twój śpiew nam od słowika słodszy bo w nim się pomieszała
Z bożą ludzka sprawa.

Wiosna

Wita śpiewem ptaków
Drzewa przystrajają się zielenią
Liście brzozy serenadę śpiewają
Niedługo zakwitną jabłonie
Słońce rozpromienione
Niebo tonie w błękicie
Ciepły wiaterek muska twarze
Kwiaty zachwyt budzą
Barwnych krokusów całe łany
Czujesz się młody
Patrząc na cud przyrody
Ciepłe poranki, wieczory
Maj się zbliża
Czas na spacery, randki
Pójdziemy w ten piękny czas
Trzymając się za ręce
Serce szybciej bije
A więc kochaj
To życia skarb

 

ALEKSANDRA PIJANOWSKA – ADAMCZYK

HAIKU

trzmiel w aksamitach
to próżność – mówi mrówka –

strój nie do pracy
***

gdzieś psy szczekają
tu w domu cicho sennie
czas jakby stanął
***

słońce zachodzi
spóźniona pszczoła z brzękiem

do ula spieszy
***

przy oknie kotek
liczy lecące ptaki –
czas na śniadanie
***

Łąki

Zielone łysawe
łąki Kindermanna
z granatową wstążeczką
cuchnącej rzeki Łódki
i rumianków złote oczka
upałem wonnym dyszące
a butelczyny z herbatą
z malinowym sokiem
w ruchliwych rączkach
a wianki z żółtych mleczów
na rozczochranych główkach
dziecięcych
a różyczka stała
w rucianym wieńcu
i się kłanialiśmy
jako książęciu
i mało było nas
do pieczenia chleba
i jeszcze raz jeszcze raz
wrócić mi tam trzeba
zgrzebna poezjo
wspomnij z rozczuleniem
tę Ziemię Obiecaną
w dymach ukrytą
i w sercu
i że ja tam byłam
i tak było
bo było tak

Piwonie

Strojne niby w piórka
karminowe
różowo – białe
w roztrzepotanych kulistościach
kształtów niesforne
puszące się dumnie
lecz z przymrużeniem oka

w nieokiełznanej bujności
w istocie naiwnie radosne
dziecięcą świeżością
rześkich poranków wiosny
smugi woni
lotem białych gołębi
unoszą ponad wazonem
aż do odurzenia
zapachem pisząc
dumne swoje imię
PIWONIE

Topola

na gałęzi topoli włoskiej
przekreślającej pionem
brudne niebo
jeszcze cztery listki
drżą samotnie
gdy spod ziemi
w leniwym krwiobiegu
w senny pień się wznosi
cichy bulgot drzewnej krwi
jak w retorcie alchemika
gotuje pory roku

ALEKSANDRA ZAMORSKA

Brzoza wiosną

Drzewo Wenus
i
Wenus wśród drzew
wdzięk i delikatność
Bogini
o wąskiej talii
bujnych włosach
jak wiosna Botticellego
U stóp jej łąka
wysadzana klejnotami
w tle strumień
jak srebrny węgorz
tęczowymi łuskami błyska
Ona
karmicielka
wycieńczonych ożywia
własnym mlekiem
co ze zranionej
piersi
spływa

Irys wodny

Żółty irys,
trzy płatki
trójkąt
nierozwiązany żadną funkcją
Zagadka istnień
nigdy jej nie rozwikłasz
żółty irys
trzy płatki
tajemnica…

Kasztany w maju

W kosmicznej dżungli
miękkie łapy
kwiaty storczyków
parne gąszcze
a zieleń krzyczy
namiętnie i dziko
mordowana
przez chrabąszcze

Litania do brzozy

Białą brzozo ojczysta
smutna brzozo dziewczęca
w tkliwej żołnierskiej piosnce
tkwisz myślą o matce i żonie
Brzozo
Bóstwo pogańskie
które w sierocym sercu
wyrastasz ciszą domu
Brzozo
litanio zielona
młodych zabitych Słowian
wieczny strumyku tęsknoty
schyl się ku sercom zmęczonym
ku naszym bezradnym dłoniom
łzawą wilgocią
Pociesz

Noc i tulipany

Noc jest czarna jak włosy Cyganki
zaplątane na wieży ratusza
a w tych włosach ciemnych i pachnących
gwiazdy błyszczą jak zaklęte muchy
Każdy chodnik niby żyzną grządkę
rozkwieciły lampy – tulipany
takie złote i światłem pachnące
że mrok szepnął: są zaczarowane
I od razu przyfrunęły gwiazdy
i usiadły na kwiatach – latarniach
a Noc chciała przypiąć je do włosów
lecz Mrok nie dał i została… czarna

Portret mamy

Moja mama ma egzotyczne kształty
czarne włosy, murzyńskie usta,
jest niewiele ode mnie starsza
i jak ja lubi jeszcze lustra.

Mojej mamie śnią się jeszcze palmy
w sierpniowe gorące noce
a jej miłość przez okno w sypialni
wylatuje na szkarłatnym kocu.
Ale dzień więzi żar-ptaki
małżeńską złotą obrączką.
Przez jej światło w swą przyszłość patrzysz
niewolnico życia i obowiązków.

Słońce

Słońce w szmaragdzie liści
złotem żywym się ślizga
jak na gałązkach leszczyny
żółta szczęśliwa wilga

Topole

Topole smukłe jak flety
i melodyjne jak flety
na wiosnę liśćmi pachną
miękko jak włosy kobiety
Topole smukłe jak flety
jak tony skrzypiec najczystsze
o chmury się zaczepiają
mokrymi od deszczu liśćmi
Topole – harfy polskie
na wietrze drgające struny
odbite w wodzie rzeki
zielone
zielone
kolumny

Wrocław z pamięci

Z kamienia powstałeś
i w kamień obrócony
tylko kamień na kamieniu
gdzieniegdzie pozostał
Kaniony ulic
jary i wąwozy
gotyckie wieże
leżące poziomo
kamieniołomy cegieł
(ten obraz tkwi we mnie
raną wciąż niezabliźnioną)

Z oczodołów nieba
firanki gruzów
wydęte
ostatnim podmuchem
bomby
i tak zastygłe
niby pomnik Nike
rozstrzelanej w locie
Mieszkania rozrąbane
toporem wojny
bawią oczy dziecka
jak pokoje lalek:
jadalnia sypialnia
przedpokój
garnki widać na kuchni
lampa się martwa kołysze
gdy wiatr wieje od Odry
Dym gryzący pożogi
jeszcze się unosi
na myśl przywodząc
prastare Pompeje
które zniknęły
na lat dwa tysiące
z powierzchni Ziemi
A stary Wrocław
powalony kolos
na pograniczu epok –
wojny i pokoju
na granicy śmierci
i wtórnych narodzin
jak Nike z gruzów
jak Feniks z popiołów
wolą przybyszów
– zmartwychwstał

MIKOŁAJ BIALIK

Zapachniała wiosna majem
Wprost niezwykła rzecz się stała.
Gdy minęły dni zimowe,
wiosna majem zapachniała,
doznania niosąc nam nowe.
Już pszczółki brzęczą wesoło,
bo nektaru jest dostatek.
Pan pszczółek spogląda wkoło:
Ja tak chcę! Z kwiatka na kwiatek!

Ptaszęta wszczęły pogwarki;
szczebiot niesie się radosny.
Do parków zdążają parki,
na poszukiwanie wiosny.
W gąszczu jakaś para znika.
Choć to grozi poparzeniem,
będą słuchać tam słowika,
pracując nad dusz zbliżeniem.
Czy to Kupidyna strzała,
czy też dzieło woli boskiej,
lecz uczuciem wielkim pała
Kowalski ku Malinowskiej.
Serce wali, zamęt w głowie,
muzyczne w duszy kawałki.
Nie kłócą się Nowakowie!
On kwiatki jej przyniósł … z działki.
Z muszli ślimak wytknął rogi;
na wiosenne mknie podboje.
Panie odsłaniają nogi;
wkrótce… włożą letnie stroje.
Do koszyczka kładź wałówkę.
Staropolskim obyczajem
proś Pan Panią na majówkę!
Właśnie wiosna pachnie majem!

1 maj 2003

WIESŁAW LIBNER

Santo subito

Nasz Ojcze Święty, Wielce Uwielbiony!
Dziś w Rzymie jesteś błogosławiony.
Świat dawno uznał Twoją Naukę,
Odprawił pokutę,wyraził skruchę
Święte prawdy Narodom odkryto
Santo subito
Papieżu z Polski, Janie Pawle II
Uznane w Niebie Twoje Zasługi
Pewną na Ziemi ścieżką kroczyłeś
Już się młodości Bogu zasłużyłeś
Plan Bożej Łaski w sercu Twym ukryto
Santo subito
Święty Męczenniku, Cierpiący za wiarę

Kula z pistoletu przebiła Twe ciało
Przebaczyłeś sprawcy ten zamach z miłością.
Jesteś dla pacjentów wzorem cierpliwości
Krwią i bólem zbrodnie tą obmyto –
Santo subito

Biskupie Rzymu, Nasz Ojcze Święty
Przez młodzież świata gorąco przyjęty
Twe słowa nadziei nie ginęły w tłumie
Każdy je przyjął i jak mógł zrozumiał
Świętą Księga życia na trumnie zakryto
Santo subito
Świetny w kajakach, zapalony narciarzu

Niezastąpiony dla Wiary bramkarzu

Dla Młodych i sportu miałeś serca wiele
I Boga im zawsze stawiałeś na czele
Twe doniosłe kazania prawdą życia szyto
Santo subito
Święte słowa wiarę w naród niosły
I nigdy nie brzmiały nazbyt wyniośle
Historia Twego życia wiele nas uczyła
Młodzież maturalna kremówki lubiła
Życie Twe jako wino wyśmienite pito
Santo subito
Byłeś świetnym poetą, ambitnym aktorem

Bóg jednak kapłańską wyznaczył Ci rolę.

Twój wkład dla nauki jest nieogarniony.
A twórczość przez gremia wysoko ceniona

Dzieła Twe dla kultury częścią znakomitą
Santo subito
Ojcze Święty, Nasz Wierny Pielgrzymie.

Serce zostało w Polsce choć relikwie w Rzymie.
Mocno wciąż bije dzwon Twojej Chwały.

Wielbią Ciebie narody, pokolenia całe.
Wiarę, nadzieję i miłość w sercach Nam wyryto
Santo subito

MIKOŁAJ SZATYŁOWICZ

Maj

No i… przyszedł w końcu maj!
Ziemia się zmienia w istny raj
Oczarowany rozmiarem piękności,
Ateista zaczyna mieć wątpliwości,
Czy to przypadek stworzyć świat mógł?
Czy jednak w tym palce maczał Bóg!
A nasz raj ziemski – wśród zieleni,
ma pokus wiele – różnych odcieni!
I człek pobożny oko nacieszy,
i przy okazji trochę pogrzeszy!
A zaraz pewne niejasne moce,
jakieś wzbronione dadzą owoce,
cichutko szepcząc: z tym wężem to ściema
bo tak naprawdę to piekła nie ma!

Do pobrania:
Salonik Literacki 17

Nie możesz skopiować.